10.PKO Poznań Półmaraton – może i rekordowy ale do pełni szczęścia trochę zabrakło.

To miała być moja, „poznańska” wiosna. Taka, w której zaliczę wszystkie trzy duże imprezy, w których dotychczas nie brałem jeszcze udziału. Po udanym biegu CityTrail oraz zaskakującym wynikiem Maniackiej Dziesiątki zwieńczeniem tej triady miał być występ w poznańskiej połówce.

Wszystko szło zgodnie z planem, do weekendu poprzedzającego 10PPM. Potem wszystko, nagle zaczęło się sypać. Najpierw złapałem katar zatokowy. Początek tygodnia przyniósł ze sobą niezidentyfikowaną bolesność w okolicy lewego braku uniemożliwiającą prawidłową pracę ręki w biegu. W środę pojawiła się dziwna opuchlizna i bolesność prawego stawu skokowego. W czwartek natomiast naciągnąłem mięsień dwugłowy w lewej nodze. Wcześniej ustalona taktyka rozegrania biegu wisiała na włosku.

W dzień startu wszystko wydawało się być w porządku. Przekonany byłem, że wszystkie te problemy prysnęły niczym bańka mydlana. Jednak nic bardziej mylnego. Uświadomiła mnie w tym wykonana przed biegiem rozgrzewka, kiedy podczas pierwszej przebieżki poczułem piekący ból mięśnia dwugłowego. Stając na starcie w głowie miałem już przerobiony „na kolanie” pomysł na bieg. Zakładał on tempo wolniejsze o 2-3 sekundy niż pierwotne z możliwością przyspieszenia na ostatnich 8km. Pomimo powłóczenia nogą pierwsza połowa dystansu zrealizowana została w 100%, jednak podbiegi między 11, a 13km dokopały mi na tyle, że noga przestała współpracować. Wyraźnie brakowało jej elastyczności i idącej za nią długości kroku. Podświadomie nawet przenosiłem ciężar ciała na drugą nogę, którą finalnie zajechałem w trupa. Jedyne, co byłem w stanie wtedy zrobić to powalczyć o utrzymanie dotychczasowego tempa. Tak też się stało. Na metę, zlokalizowaną w hali Międzynarodowych Targów Poznańskich wpadłem z wynikiem 1:13:33. Z życiówką poprawioną o kilkanaście sekund i olbrzymim niedosytem, że o tylko tyle. Cieszy fakt, że pomimo zaciśniętych z bólu zębów potrafiłem na ostatnich kilometrach powalczyć z rywalami o jak najwyższe miejsce w generalce.

Tydzień poprzedzający mój udział w 10.PKO Poznań Półmaratonie był tygodniem nieszczęść, których limit mam nadzieję został już wyczerpany. Od tamtego czasu dolegliwości wyraźnie cichną. Wróciła radość z biegania i wszystko jest na najlepszej drodze, by być gotowym 23.04 do ponownego zmierzenia się z królewskim dystansem maratonu.