42. Maraton Debno, czyli taktyka dwóch celów!

To były moje trzecie odwiedziny w stolicy Polskiego maratonu, lecz zdecydowanie tegoroczną edycję będę wspominał najmilej. W końcu to właśnie teraz, po raz pierwszy udało się przekroczyć granicę 2godzin 40minut na królewskim dystansie.

Okres przygotowawczy przepracowałem niezwykle sumiennie w tym roku, nie tylko nie odpuszczając treningów ale również bardzo intensywnie go urozmaicając. Być może to właśnie połączenie niemałych kilometrów z regularną siłownią, zajęciami spinningu, stretchingu i jogi zaowocowały taką, a nie inną formą. Choć nie ukrywam, że starty kontrolne nie pałały optymizmem. Powiem szczerze wszystkie wypadły raczej średnio i nie zachwycały. Zachwycały za to treningi, które wychodziły mi wyjątkowo dobrze. Do czasu Drezdeneckiej Dychy, która jakoś mnie zablokowała. Zablokowała zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Treningi znosiłem coraz ciężej i nie chcąc zawieść się po rak kolejny swoim występem wymyśliłem taktykę dwóch celów.

11174294_827393840677183_2113349948894721759_o

Czym jest taktyka dwóch celów? W moim mniemaniu wyznacza ona cel minimum i maksimum zmniejszając o 50% ryzyko niezadowolenia ze startu, które w ostatnim czasie często mi towarzyszyło. Cele określiłem następująco: minimum czyli wynik poniżej 2:43:26 dający nowy PB oraz maksimum czyi wynik poniżej 2:40.

Bieg rozpocząłem wyjątkowo spokojnie przez dwa pierwsze kilometry utrzymując tempo 4min/km, kolejne dwa w przedziale 3:50-3:55min/km. Dopiero na piątym kilometrze wskoczyłem na właściwy rytm, właściwą prędkość biegu czyli 3:45min/km. Asekuracyjny początek okazał się być strzałem w dziesiątkę. Od początku nie dałem się ponieść emocjom, przez co mogłem swobodnie równomiernie podkręcać tempo i odrabiać straty. Mniej więcej na 8km dogoniłem grupkę biegaczy, której przewodziły cztery czarnoskóre zawodniczki, w tym także późniejsza zwyciężczyni biegu. Grupy tej trzymałem się zaledwie nieco ponad kilometr ponieważ zaraz po wybiegnięciu z miasta tempo biegu całej grupy wyraźnie spadało poniżej zakładanego przeze mnie tempa. Urwałem się z niej, a wraz ze mną jeden z zawodników. Ten moment okazał się być jednym z ważniejszych momentów tego biegu. Zawodnik ten okazał się być Włochem, z którym bark w bark, pokonałem całą resztę dystansu. Półmetek biegu minęliśmy w czasie 1:20:32 co oznaczało, że jeśli chcemy osiągnąć plan maksimum wymagało to utrzymania, a dla komfortu psychicznego nawet nieznacznego podkręcenia tempa. Zapewne, gdyby nie nasza współpraca bieg ten ułożyłby się zupełnie inaczej. W chwilach mojej słabości Roberto (bo tak miał na imię) motywował mnie do utrzymywania równego, mocnego tempa, czemu ja nie pozostawałem dłużny. Sukcesywnie odrabialiśmy straty i wyprzedzaliśmy kolejnych zawodników. Mijając 32km, usłyszeliśmy sygnały z obydwu zegarków. Równocześnie spojrzeliśmy na czas. Szybko przekalkulowałem w pamięci, bo rachunek do końca biegu był prosty, po czym zwróciłem się do Roberto słowami: We Can Do It! Ten uśmiechnął się tylko i odpowiedział mi tym samym. Pierwszy zmianę zaczął kompan, trwała ona całe 4km ponieważ podkręcił tempo tak, że ledwo mogłem go utrzymać. Blisko 6km przed metą zawołał do mnie o zmianę. Nie mogłem zawieść ani jego, ani siebie. Wyszedłem na prowadzenie i wtedy coś we mnie pękło. Złapałem niesamowitą lekkość biegu, która trwała już do samej mety. Tempo wzrosło i plasowało się na poziomie około 3:40min/km. Pokonany dystans zaczął odciskać swoje piętno u mojego towarzysza , który z każdym kolejnym metrem zostawał coraz bardziej za mną. Kilkukrotnie odwracałem się jeszcze, wołając, żeby się nie poddawał i starał się mnie utrzymać. Metę przekroczyłem z wynikiem 2:39:27 na 15sek. przed wyczerpanym, słaniającym się na nogach Roberto.

10011598_979025948781972_3863288290184220561_o

Nie wiem czy ten bieg był moim dotychczasowym, startem życia, czy też nie ale fakt jest taki, że biegło mi się fenomenalnie. Zagrało chyba wszystko to co powinno, by osiągnąć tego dnia szczyt możliwości i nabiegać swój cel maksimum. Dlatego też chciałem z tego miejsca podziękować Adamowi za przygotowanie fizyczne, rodzinie za gorący doping, pozostałym kibicom zagrzewających mnie go walki o cenne sekundy, oraz wszystkim pozostałym osobom, które przyczyniły się do takiego, a nie innego wyniku. Wynik ten przełożył się na 18 miejsce w klasyfikacji generalnej i 5 miejsce wśród Polaków. Czyli dokładnie tak samo jak przed rokiem, kiedy to osiągnięty przeze mnie wynik był niemal 4 minuty gorszy. To tylko pokazuje jak silna była w tym roku konkurencja.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, upragniony cel wreszcie został zrealizowany. Czas wyznaczyć nowy. Jaki??? Tego na chwilę obecną nawet ja nie wiem 🙂

Wiem jedno: JEŚLI ROBISZ TO CO KOCHASZ, NIC NIE MOŻE CIĘ POWSTRZYMAĆ!

10828099_979038275447406_5918781109825591472_o