Etapowa Triada – lepszego debiutu nie mogłem sobie wymarzyć!

Mówią że do odważnych świat należy! Być może dlatego właśnie, kiedy po raz pierwszy padło hasło „Etapowa Triada „nie miałem wątpliwości. Po prostu musiałem spróbować.

W Pieniny ruszyliśmy z tygodniowym wyprzedzeniem, uwzględniając czas na aklimatyzację. Pierwsze kilka dni spędziliśmy w podkrakowskiej Lanckoronie. Przesympatycznej, małej miejscowości leżącej na zboczu Góry Zamkowej, na której przez kilka dni miałem poznać, co to znaczy bieganie górskie. Już pierwszy trening zweryfikował cele z jakimi jechałem na Triadę. Zamiast walki o czołowe lokaty postanowiłem rzetelnie przetrenować cały tydzień kończąc go udziałem w wyścigu.W ten sposób z tygodniowym bagażem blisko 60 km w nogach stawiłem się w Krościenku nad Dunajcem

Etapowa Triada to trzy oddzielne wyścigi, a każdy z nich rozgrywany jest na innym paśmie górskim, stąd nazwy poszczególnych etapów Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki.

Fot. UltraLovers

Warunki w górach były bardzo ciężkie. Gruba pokrywa śnieżna i ciągły obfity opad śniegu powodował, że niestety ale większość szlaków była doszczętnie zasypana. Ze względu na to organizatorzy zmuszeni byli do bieżącej modyfikacji tras. Mimo to nie uniknęliśmy brodzenia w śniegu po pas, a czasami nawet i głębszym. W takich warunkach częściej przecieraliśmy szlak, niż realizowaliśmy własne założenia. 

Tak właśnie wyglądał pierwszy etap, gdzie na szczycie blisko 8km wzniesienia wyglądaliśmy jak sznurek zawodników idących gęsiego, jeden za drugim. Bieganie zaczęło się dopiero na zbiegu. Zapewne dzięki temu, do mety dotarłem z zaledwie kilkuminutowa stratą do lidera. Dla zobrazowania tego, jak ciężkie warunki zastaliśmy na trasie dodam, że pokonanie dystansu niespełna 16 km zajęło mi nieco ponad dwie godziny.

Drugim etapem był etap Pieniny, rozgrywany tego samego dnia, wieczorną porą. Nie ukrywam, że ostrzyłem sobie na niego zęby, ponieważ był to najbardziej płaski etap. Z 5,5km pętli większa połowa rozgrywana była ulicami miasta. Pomimo zmęczonych porannym etapem nóg czułem się świetnie. Kiedy jednak trasa wyprowadza nas w Pieniny czułem, że nogom brakuje świeżości. Wyglądało to mniej więcej tak, że na podejściu byłem „chłopcem do bicia”, na płaskim to ja biłem. Wieczorny 11 km wyścig ukończyłem na ósmej pozycji z czasem jednej godziny i dwóch minut. 

Późniejszym wieczorem nastąpił bardzo poważny kryzys mojego samopoczucia. Miałem problem z tym, żeby wstać z łóżka. Nie żebym niedomagał mięśniowo. Bardziej miałem wrażenie, że dopadła mnie gorączka. Pociłem się i miałem problemy ze snem. Potwornie bałem się tego jak zniosę ostatni etap Triady.

Wieczorne przejścia zasiały sporo wątpliwości w mojej głowie. Jadąc na start chciałam mieć go jak najszybciej za sobą. zapewne dlatego, z obawy jak zareaguję na kolejne obciążenia, wyścig rozpocząłem bardzo asekuracyjnie. Złapałem się zawodników z początku drugiej dziesiątki i spokojnie, za nimi realizowałem podejście. Wbrew obawom czułem się bardzo dobrze. Do tego stopnia, że jeszcze w trakcie podejścia zacząłem przyśpieszać. Bardzo długo trzymałem się za pewnym zawodnikiem, przed nim nie widziałem już nikogo. Chciałem go wyprzedzić, jednak kompletnie nie znałem trasy i w obawie przed tym, że zabłądzę trzymałem się za nim. Sytuacja uległa zmianie w momencie, kiedy za swoimi plecami ujrzałem Jacka Sobasa, który przewodził stawce zawodników na dłuższym od nas dystansie. Wiedziałem, że wspólnie damy radę. Przeczekaliśmy jeszcze moment, po czym na zbiegu puściliśmy się szaleńczym tempem przed siebie. Jacek cały czas trzymał się w niewielkiem odległości za mną. Był bardziej zmęczony ode mnie, dlatego robiłem co mogłem, by pomóc mu wygraniu wyścigu. Tak też się stało! Dotychczasowy lider dystansu Ultra wygrał etap, a ja przekroczyłem linię mety kilkanaście sekund wcześniej, kończąc wyścig na szóstej pozycji.

Zajmowane kolejno miejsca: 6, 8 i 6 na poszczególnych etapach zapewniły mi 8 miejsce w klasyfikacji generalnej całego wyścigu, który uświadomił mi jak słabym góralem jestem ale chociaż śniegu się naoglądałem i tak ogólnie Zimowa Triada to była naprawdę fajna przygoda.

Fot. UltraLovers